Nasza historia ma swój początek wiele, wiele lat wstecz.
Spróbuję was zabrać w niesamowitą przygodę do czasów bez elektryczności i
telefonów komórkowych. Zamiast tego na tronie zasiada władca, a piękne damy
przechadzają się po kamiennych korytarzach zamku.
W małej wiosce na
północy Anglii, gdzie słońce bardzo rzadko gości, przed drewnianą, nędzną
chatką stał siedmioletni chłopiec. Swoimi drobnymi rączkami kurczowo trzymał
końcówkę swojej koszulki, którą można by nazwać łachmanem. Jego ciemne oczy
bacznie obserwowały każdy nawet najmniejszy ruch w okolicy. Podskoczył
przestraszony, gdy drzwi za jego plecami otworzyły się z głośnym skrzypnięciem.
-Henry-odezwał się
wysoki mężczyzna.
Constantine był
głową rodziny. Osobą, która zazwyczaj chodziła uśmiechnięta, promieniowała
radością. Teraz miał zmartwiony wyraz twarzy, a jego czarne jak heban włosy
posklejały się od potu. Uklęknął przed chłopcem przygryzając wargę i złapał go
za ramiona.
-Nie ważne co się
stanie, nie wchodź do środka. Stój tu na straży i wypatruj patrolu
królewskiego-odparł gładząc jego równie ciemną czuprynę.
-Co z mamą?-
spytał swoim cieniutkim, dziecięcym głosikiem.
-Jest dobrze,
czuwa nad nią ciotka Ingrid. Już nie długo będzie po wszystkim.
Chłopczyk pokiwał
głową odprowadzając wzrokiem ojca. Zapadła przerażająca cisza, która aż
przyprawiała o dreszcz. Cisza, która mogła zwiastować istną burzę w ich życiu.
Nawet ptaki umilkły, kiedy powietrze przeszył przerażający krzyk. Henry
skrzywił się zatykając uszy, ale po chwili przypominając sobie słowa mężczyzny
rozejrzał się na boki. Droga wiodąca przez środek wioski była pusta, nie było
widać żadnej żywej duszy. Powoli opuścił spocone ręce, wytarł je o spodnie, po
czym spojrzał na górującą w oddali wierzę zamkową. Od zawsze odkąd pamiętał
zastanawiał się jak to jest przechadzać się po kamiennych korytarzach, spać na
miękkich łożach oraz mieć wszystko czego zapragniesz.
Drewniane drzwi
ponownie się otworzyły wyrywając go zza myślenia. Lekko przestraszony spojrzał
za poszarzałą twarz ojca. Constantine oparł się plecami o ścianę chaty i osunął
na ziemię. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Masz siostrę… a
nawet dwie- odparł drżącym głosem.
Podciągnął kolana
i objął je ramionami próbując zniknąć? Zapomnieć o tym co się wydarzyło? W tych
czasach podczas rządów królowej Jocelin narodziny dwóch dziewczynek oznaczały
ich śmierć. We wsiach płeć piękna nie
była potrzebna. Wystarczył syn, który z czasem przejmie dobytek i będzie
pracował przez całe dnie w polu. To mężczyzna był przyszłością całego kraju, to
on mógł walczyć na wojnie i dbać o rolę. W innym przypadku dziecko było zbędnym
balastem.
-Tak nie może być-mruknął
podrywając się na równe nogi.-Henry idź do stajni i weź najsilniejszego konia
jakiego mamy.
Chłopiec
uśmiechnął się lekko i pobiegł ile sił w nogach. Od razu jego uwagę przykuł
Ramis. Piękny czarny koń, który aż rwał się do galopu. Bez zastanowienia
wskoczył na grzbiet i wrócił w stronę domu. Przed chatką czekał już na niego
roztrzęsiony ojciec trzymając w rękach małe zawiniątko.
-Weź ją i jedź jak
najszybciej potrafisz. Nie oglądaj się za siebie choćby nie wiem co. Znajdź jej
dom-powiedział wręczając mu niemowlę.
Siedmiolatek
otworzył usta by wypowiedzieć kilka słów, lecz zwierzę ruszyło spłoszone.
Mężczyzna nabrał powietrza w płuca i sam ruszył w stronę miasta z drugim
dzieckiem. Dziewczynka miała piękne błękitne oczka, które powoli otwierały się
i zamykały. Na samą myśl o tym, że nie będzie mógł widzieć tego jak dorasta,
jak się wszystkiego uczy żołądek zmniejszył mu się do rozmiaru małej
mandarynki. Zacisnął zęby i ruszył pędem przed siebie, albowiem droga do Derry
była długa i kręta. Gdy zdołał pokonać okoliczne pola uprawne rozciągające się
na kilkunastu hektarach dotarł do bramy, gdzie prześliznął się zwracając na
siebie uwagę stojących strażników. Żelazne zbroje zabrzęczały, kiedy wszyscy
rzucili się w pogoń za intruzem i mogło by się wydawać, że życie Constantina
oraz jego małej córeczki było przesądzone. Ale nie chciał by jego dziecko
zginęło od ostrych mieczy. Jednym szybki ruchem przewrócił mały drewniany
stragan z owocami, by opóźnić służbę, a sam ukrył córkę w szczelinie pomiędzy
tawerną i zakładem rzemieślniczym. Odbiegł parę metrów dalej, po czym jego pierś
przebiło ostrze plamiąc przy tym szary bruk ulic.
zostałaś nominowana do LBA, więcej informacji u mnie na blogu, zapraszam mercy-pisze.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCoś niesamowitego! Uwielbiam twój styl pisania, po prostu się zakochałam. Doskonale oddajesz uczucia bohaterów, ich reakcje, stwarzasz klimat...zostaję stałym czytelnikiem! Czekam niecierpliwie na kolejny pewnie równie genialny rozdział. I masz wielkiego plusa za dobór muzyki <3
OdpowiedzUsuńhttp://lovemeyourpsycholove.blogspot.com/
Bardzo zaciekawił mnie prolog.Świetnie wszystko opisujesz,czyta się szybko i czuje się niedosyt. Z pewnością będę czytała dalsze rozdziały. Jestem ciekawa jak dalej potoczy się ta historia. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;) Pozdrawiam i życzę dużo weny :D
OdpowiedzUsuńPs. świetny dobór muzyki, nadaje klimat. :D
Zgadzam się z doborem muzyki, jest świetny. A blog super, fantastycznie się czyta
OdpowiedzUsuńWow, świetny prolog :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie, pisz dalej :*
mlwdragon.blogspot.com
Nie wiem czemu przypomina mi to Merlina świetnie czy dziewczynki mają jakąś moc pozdrawiam
OdpowiedzUsuńczekam na pierwszy rozdział, prolog zapowiada, że może być ciekawie
OdpowiedzUsuń